Stała przy oknie. Patrzyła na drzewa w
ogrodzie. Każde z nich symbolizowało jednego członka rodziny. Pierwsze dwa
zasadziła z Patrykiem zaraz po wprowadzeniu się. Pozostałe jej mąż sadził po narodzinach ich
dzieci. Ogród się rozrastał, rodzina też.
Z gardła Weroniki wydobył się szloch. Oni zginęli, a ona została sama.
Już nigdy Patryk się do niej nie uśmiechnie. Już
nigdy Łucja nie będzie żartowała z jej niskiego wzrostu. Już nigdy Michał nie będzie opowiadał słabych
sucharów przy obiedzie. Już nigdy Róża nie zapyta jej czemu słońce nie świeci
na niebiesko albo dlaczego woda nie jest różowa. Już nigdy…
To było już dla niej za wiele. Zalana łzami
pobiegła do salonu. Wyjęła z barku pierwszą, lepszą butelkę. Nie było dla niej
ważne co było w środku, liczyła się tylko zawartość alkoholu. Wystarczająca,
żeby choć na chwilę zapomnieć. Żeby choć przez chwilę nie czuć bólu… Usiadła na
kanapie, przykryła się kocem i patrząc na zdjęcie swojej rodziny zaczęła pić.
Nigdy wcześniej tego nie robiła. Nigdy nie wypiła tyle sama. Okazjonalnie
kieliszek szampana lub wina. Ale sytuacja się zmieniła. Nie miała już nikogo do
towarzystwa.
Pierwsze
kilka dni po wypadku nie czuła nic. Tylko otępienie. Nie dopuszczała do siebie
myśli, że oni mogli tak po prostu umrzeć. Zniknąć. I już. Jedną z niewielu
rzeczy, których nienawidziła od zawsze była samotność. W szkole zawsze była
sama, siedziała w ostatniej ławce ze spuszczoną głową i marzyła o tym, by ktoś
usiadł obok niej. Jej marzenie spełniło się dopiero w liceum. To tam poznała
Patryka. Byli do siebie bardzo podobni. Ich rozmowy trwały godzinami. Połączyła
ich długa, serdeczna przyjaźń, która po kilku latach zmieniła się w miłość. Ich
ślub był piękny. Ona w białej sukni z odkrytymi plecami i koronką na
rękawach. On w czarnym garniturze.
Idealnie. Potem kupili dom na
przedmieściach Warszawy. Ona zaszła w ciążę i urodziły im się bliźnięta.
Dziesięć lat później doczekali się
jeszcze jednej córki. Byli szczęśliwi.
* **
Kilka dni wcześniej…
Budzik
zadzwonił o szóstej rano. Weronika sięgnęła ręką po telefon.
-Jeszcze
pięć minut- pomyślała. To były jej urodziny, więc może sobie zrobić mały prezent.
Zamknęła oczy i pozwoliła sobie odpłynąć. Gdy
się obudziła minęła siódma. Wszyscy byli już spóźnieni. Potrząsnęła Patrykiem.
-Wstawaj,
leniu – powiedziała lekkim tonem.
-Nieee…
-ziewnął i odwrócił się na drugi bok. Leżał jeszcze przez chwilę, a potem
gwałtownie wstał. Zaczął śpiewać sto lat. Fałszował przy tym okropnie, ale i
tak czuła się w tej chwili najszczęśliwszą osobą na ziemi.
Zerwała się
z łóżka i poszła obudzić dzieci. Od rana musiała krzyczeć, bo inaczej nigdy by
nie wstały. Ale je kochała.
-Łucja,
wstawaj! – weszła do pokoju córki, która spała sobie w najlepsze. Zabrała jej
kołdrę, co spowodowało falę narzekań, ale przynajmniej jedno dziecko z głowy.
W podobny sposób obudziła Michała i Różę.
Kiedy reszta domowników snuła się po domu jak duchy, zbierając się do wyjścia,
ona robiła wszystkim śniadanie. Gdy już wszystko
było gotowe Weronika poszła się wykąpać. Kiedy wyszła z łazienki odgłosy
rozmowy ustały, a jej rodzina zrobiła niewinną minę.
Po kilku kłótniach o to, gdzie jest czyjaś
czapka/ szalik/ kurtka/ but / plecak /telefon, wyszli z domu. Patryk odwoził
dzieci do szkoły/przedszkola, bo pani prokurator
zawsze wysiadała jako pierwsza. Właśnie to uratowało jej życie.
Godzinę później odebrała telefon. Musiała natychmiast
jechać do szpitala. Był wypadek. Więcej nie chcieli jej powiedzieć. Z ciężkim
sercem pobiegła na przystanek. Miała szczęście, bo autobus właśnie przyjechał.
Usiadła i patrzyła się na ulicę, próbując się nie rozpłakać. Gdy dojechała ręce
jej się trzęsły tak bardzo, że nie mogła otworzyć drzwi. Podeszła do recepcji i
spytała o rannych z wypadku.
Pielęgniarka spojrzała na nią smutnym
wzrokiem.
-Przywieźli
tylko jedną dziewczynkę
-Gdzie ona
jest?
-Na OIOM-ie
Pobiegła tam. Jeszcze do niej nie dotarło, że
ma już tylko jedno dziecko. Róża na ogromnym białym łóżku, podłączona do
aparatury wydawała się jeszcze mniejsza niż zwykle. Weronika podeszła do
lekarza.
-Dzień dobry.
Czy to pani jest matką tej dziewczynki?
Nie mogła z siebie wydobyć głosu, więc tylko
skinęła głową.
-Zapraszam
do mojego gabinetu.
Poszła za nim bez słowa. Usiadła na krześle i
zamknęła oczy.
-Postaram się
wszystko wyjaśnić jak najdelikatniej, ale nie jestem pewien, czy mi się uda.
Dzisiaj około godziny dziewiątej w samochód pani męża wjechał tramwaj. Niestety
siła uderzenia była zbyt duża, by mogły to przeżyć osoby siedzące po lewej stronie.
Gdy na miejsce wypadku przyjechała karetka, z samochodu udało się wydostać
tylko dwoje dzieci, Ratownicy bezskutecznie próbowali ratować chłopca.
Niestety, ich wysiłki nic nie dały.
Poczuła, że nie może złapać oddechu, a do jej
oczu napływają łzy. Mężczyzna podszedł do niej i powiedział:
-Ma pani jeszcze dla kogo żyć. Stan Róży jest ciężki, ale będziemy walczyć.
-Czy mogę do
niej iść? –wyszeptała
-Oczywiście
Kilka minut później siedziała obok swojej
córki. Trzymała ją za rękę i modliła się. Dziewczynka poruszyła się niespokojnie,
otworzyła oczy:
-Boli,
mamusiu – zaszlochała.
-Wiem,
kwiatuszku, zaraz przestanie…
-Gdzie jest tatuś,
Łusia, Miś? Było głośno i ciemno… i wszystko mnie bolało –zaszlochała
-Oni są
teraz w niebie –pocałowała ją w czółko
-Mamo, czy
ja też będę w niebie?
Nie umiała jej odpowiedzieć na to pytanie.
Schowała twarz w poduszkę, żeby ukryć łzy.
-Kocham cię, mamusiu
- Ja ciebie też,
skarbie… Ja ciebie też…
Róża
zamknęła oczy i już nigdy więcej ich nie otworzyła.
Lekarze próbowali
ja ratować. Bez skutku.
Po kilku godzinach Weronika wróciła do pustego
domu. W przedpokoju potknęła się o misia. Przytuliła go i zaczęła płakać. Siedziała
tak całą noc. Tuliła przytulankę swojej córeczki, nie umiała jej zostawić. Nie umiała
już żyć.
Przez kilka dni nic nie jadła. Piła tylko wodę,
do momentu, gdy sięgnęła po alkohol. Mijały kolejne tygodnie, a ona ciągle nie
potrafiła wrócić.
Gdy przyszła do niej jej koleżanka z pracy,
zastała otwarty dom. Weszła do środka. Weronikę znalazła na łóżku w sypialni.
Obok niej leżało puste opakowanie po tabletkach nasennych i kartka z napisem:
„Tęskniłam
za nimi”
***
Policja odkryła, że kierowca tramwaju był
pijany. Przeżył, ale zabił całą rodzinę, bo nie mógł odmówić sobie tej przyjemności.
Pamiętaj, żeby nigdy nie jeździć po alkoholu, ale jeśli to dla za trudne, to
wyobraź sobie siebie na miejscu Weroniki. Jakbyś się czuł, gdybyś to ty został
sam, przez kogoś, kto nie powinien prowadzić? Dobrze? Zastanów się.